czwartek, 26 września 2013

9. Odgrzewane...

Ha, ha.... wracając do przebieranek.
Razu pewnego szkoła mojej córki ogłosiła: odbędzie się bal przebierańców dla dzieci wraz z rodzicami. Uważam ten pomysł za świetną sprawę. Jest to (być może czasami) wymuszona sytuacja aby wykazać się kreatywnością i współpracą z pociechami. Zawsze narzekamy, że mało czasu, nie teraz.... to prawda, wiem to doskonale z własnego życia. Ale wiem też, że później człowiek żałuje, że nie zatrzymał się na chwilę aby te pare chwil poświęcić dziecku. Życie niejednokrotnie  zmusza nas do przewartościowania i do zmiany priorytetów. Nie dajmy się! Starajmy się każdą chwilę życia traktować jak tę ostatnią - bo później może już nie nadejść a nam pozostanie żal. Nie wszystko da sie nadrobić-pewne rzeczy umykają bezpowrotnie. Dzieci rosną i tego nie zmienimy więc bawmy sie z nimi póki chcą i nam na to pozwalają.
Ponieważ wówczas namiętnie oglądałyśmy bajkę o fineaszu i ferbie (cały czas ją lubię), postanowiłam uledz wyzwaniu: zrobię maski. Tego jeszcze wcześniej nie robiłam. To była dla mnie fajna zabawa: wymyślanie z czego to zrobić, jak to zrobić i aby to jeszcze dało się nosić tak aby siebie i innych nie uszkodzić. Uff udało się, tak mi się wydaje-wszyscy poznali o kogo chodzi więc uznaje to za sukces osobisty. Inga wystąpiła w roli Fineasza a w roli Ferba wystąpiła "Cela"-mimo odpowiednio starszego wieku (Inga+11lat), świetnie dała radę-ona czuje się jak ryba w wodzie na deskach teatru. Stroje oceńcie sami:

8. Wspomnienia z wakacji

        Cóż nam pozostaje. Tylko wspomnienia z pięknych, ciepłych dni. Patrząc za okno, chciałoby się wrócić do tych letnich, wolnych słonecznych chwil. Takie wspomnienia zawsze wprawiają nas w dobry nastrój i można je utrwalić. I ja to zrobiłam. To taka ciekawa forma albumu. Można sprezentować na urodziny przyjaciółce, podarować chłopakowi z okazji rocznicy znajomości lub żonie tak po prostu-jak to mówią -z miłości. To również niezła "przypominajka". Gdy mąż np. jedzie w delegacje i biedak nie wraca przez parę dni do domu, to my mamy zawsze go przy sobie (podusia z jego podobizną leży w sypialni na jego połowie łóżka).
Czujemy się bezpieczne, jest taki do przytulenia i można mu się wypłakać. Zawsze to jakiś plusik...i na dodatek nie chrapie! A i mąż powinien być zadowolony. Wszyscy widzą, że On tu jest i ma na wszystko baczenie.
Tak czy inaczej, interpretować to można do woli, na różne sposoby. Oby tylko optymistycznie-choć pogoda nas nie będzie teraz rozpieszczać. Nadchodzi okres smutny i ponury-sprawiajmy sobie małe radości, uśmiechajmy się do siebie - życie szybko umyka....
Zapraszam do galerii/poduszki



poniedziałek, 9 września 2013

7. A może klasyka?

Hmm.... a może tym razem coś z klasyki???
MONDRIAN-to nazwisko, którego przez lata szukałam. Może nie tak intensywnie, ale  myśl przewodnia jego obrazów zawsze przewijała się gdzieś w moim życiu.
Te kolorowe prostokąty i kwadraty pocięte czarną linią zawsze gdzieś widziałam, ale nie wiedziałam, że to Mondrian (nazwisko artysty). Jak to mówią...człowiek całe życie się uczy. Postanowiłam wykorzystać ten wzór i.... żegnaj depresjo. Myślę, że jest to fajna propozycja na ożywienie wnętrza na nadchodzące smutne, jesienne wieczory.

Dzisiejsza druga propozycja to również klasyka: black and white (angielskie słowo-nie wierzę- ja  wtrąciłam obcojęzyczne słowo?!). Faktycznie to brzmi lepiej niż "czarno-biały"-a wszyscy wiedzą o co chodzi.
 Kombinacja czerni i bieli to zawsze nieśmiertelna elegancja, niczym jak "mała czarna". Tylko, że ta elegancja zobowiązuje. Zobowiązuje do tego, aby na to bardziej popatrzeć niż poużywać. Oczywiście z prostej przyczyny-wszyscy wiemy jakiej. No ale cóż, nie zawsze "piękne" i "praktyczne" idzie w parze. Tym razem również. Ale i tak lubimy otaczać się pięknymi przedmiotami.
Zapraszam (jak zwykle) do galerii.