czwartek, 11 lipca 2013

WSTĘP


Długo zastanawiałam się w jakiej formie przedstawić Wam mojego bloga. Sądzę, że najrozsądniejsze rozwiązanie to potraktować go jako pamiętnik. Nie będzie on zawierał moich osobistych, głębokich przemyśleń, choć bardzo żałuję bo chętnie bym się z kimś nimi podzieliła, ale postaram się  dzięki niemu pokazać to co od dawna we mnie drzemie.  Jednocześnie będzie on swojego rodzaju dokumentem dla moich dzieci.

Od dawien, dawna kłębi się w mojej głowie wiele pomysłów, które chciałam zrealizować ale nigdy nie było na to zbyt wiele czasu. Pomysły nawarstwiały się, pewne rzeczy w tym czasie (w mojej głowie) ewoluowały. Teraz kiedy okazało się, że czasu mam wystarczająco dużo, nie wiedziałam od czego mam zacząć. W związku z tym przedstawienie moich prac nie będzie zbytnio chronologiczne. Nie wszystkie przedmioty, które wykonałam były przeznaczone dla siebie (niestety mam zbyt małe mieszkanie aby je wszystkie zatrzymać) ale były wykonane z myślą o znajomych w formie prezentu, inne też  na specjalne zamówienie.

Właściwie od zawsze zajmowałam się szyciem. Szyłam dla siebie i dla innych. Szyłam odzież jak i torebki, czapki, pokrowce na narożniki oraz samochodowe, poduchy i siedziska a także takie nietypowe przedmioty jak dekorację wybiegu dla modelek na potrzeby pokazu mody oraz kontusz szlachecki. Właściwie każde nowe  zadanie traktuję jako wyzwanie. A z każdym wyzwaniem należy się zmierzyć aby móc  powiedzieć, że spróbowało się wszystkiego i aby nie żałować, że się czegoś nie spróbowało.

W związku z tym, iż po moich dziadkach i ojcach „skapło” mi trochę talentu artystycznego, to ten mój szmaciany świat zaczął się trochę zmieniać. 

Obecnie zafascynowana jestem szyciem patchworków.   Przez lata uzbierało się u mnie sporo różnych szmatek, które jak wiadomo (u krawcowej) zawsze się kiedyś przydadzą. No i stało się. Przydały się.




 Parę lat temu, kiedy moja starsza córka była jeszcze mała, a ja zaczynałam poznawać co to jest patchwork (1997/8rok), wymyśliłam sobie, że uszyję grę. Co niektórzy zapewne nie wiedzą, że były to czasy, w których pozyskanie „fajnej” rzeczy u nas w kraju graniczyło z cudem. Miała być to gra w formie kocyka dla dziecka a jednocześnie z ciekawym wykorzystaniem elementu zabawy i ruchu. Ta gra to nic innego jak nasz pospolity „chińczyk” lub (jak mówiła moja babcia) „nie irytuj się”. Pionkami miały być maskotki  a kostkę zrobiłam w wielkim rozmiarze aby i dziecko przy okazji zabawy mogło uczyć się liczenia. Niestety wówczas nie udało mi się spełnić tego marzenia, za to po 16 latach – tak. Sama nie mogę w to uwierzyć.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz